Mity na temat depresji
Depresja to nie jest prawdziwa choroba.
Chorzy tylko udają, że coś im dolega, a tak naprawdę są leniwi i użalają się nad sobą. Poza tym każdy ma lepsze i gorsze momenty. To chyba normalne?
Kiedy „gorszy moment” trwa dłużej niż 2 tygodnie i towarzyszą mu niepokojące objawy, to jest to choroba. I to bardzo niebezpieczna. Na skutek samobójstw umiera w Polsce więcej osób, niż ginie w wypadkach drogowych. Ok. 20% chorych na depresję podejmuje próby samobójcze. To nie tylko choroba - to choroba potencjalnie śmiertelna.
Jeśli sam sobie nie pomogę, to nikt mi nie pomoże.
Powinienem sam sobie poradzić. Nikt inny nie może mi pomóc. A już na pewno nie ktoś obcy.
Przeciwnie. Aby się wyleczyć, potrzebujemy pomocy lekarskiej i terapeutycznej. Kiedy złamiemy nogę, jakoś nie twierdzimy, że sami powinniśmy ją nastawić. Nasze zdrowie psychiczne jest tak samo ważne jak fizyczne, a specjaliści są najlepszymi osobami, do których można się w tej sprawie zwrócić.
Wystarczy czymś się zająć i przestać tyle myśleć - samo przejdzie.
Praca, impreza, hobby, planowanie wakacji… Grunt to coś robić, robić, robić. Jak będziesz zajęty, to zapomnisz i po sprawie.
Uciekanie od uczuć to prosta droga do zaostrzenia objawów. Na chwilę pomoże, ale na dłuższą metę może tylko zaszkodzić. Poza tym większość osób w depresji nie ma energii, aby intensywnie się czymś zająć. Namawianie ich do tego tylko pogorszy sprawę — mogą zacząć się obwiniać z powodu braku sił i motywacji. A jest im już wystarczająco ciężko.
Rozmawianie o uczuciach tylko pogarsza nastrój.
Nie ma po co grzebać się w uczuciach. Lepiej zabrać chorego na imprezę, na zakupy, rozweselić go. A może zrobić mu jakąś niespodziankę?
Wiele osób w depresji doświadcza dużej ulgi i wdzięczności, gdy może porozmawiać o swoich przeżyciach w atmosferze bliskości i akceptacji. Ważne, byśmy starali się nie oceniać i nie udzielać rad. To, co nam poprawia nastrój, dla chorego może być niewykonalne albo niepomocne.
Prawdziwi mężczyźni nie miewają depresji.
Tylko kobiety chorują na depresję, bo są bardziej uczuciowe. Mężczyznom to nie grozi.
W świetnym wystąpieniu na temat depresji Andrew Solomon cytuje poruszające słowa jednego ze swoich rozmówców: „Moja żona pomyślałaby, że nie jestem prawdziwym mężczyzną, gdybym jej powiedział o mojej depresji”. Stereotypy dotyczące mężczyzn sprawiają, że trudno im nie tylko przyznać się do objawów, ale nawet je zauważyć (więcej o tym możecie przeczytać tutaj). Dlatego często występuje u nich tzw. depresja maskowana przejawiająca się w przewlekłym zmęczeniu, kłopotach ze snem i innych dolegliwościach fizycznych.
Leki antydepresyjne uzależniają.
Jak raz zaczniesz je brać, będziesz na nie skazany do końca życia.
Wbrew powszechnemu przekonaniu antydepresanty nie uzależniają. W przeciwieństwie do leków uspokajających z grupy benzodiazepin (np. relanium), którymi czasem próbujemy się ratować przy pogorszeniu nastroju. Najczęściej przepisywane obecnie leki z grupy SSRI zwiększają poziom serotoniny aż do osiągnięcia normalnego, zdrowego poziomu. Potem można je (w porozumieniu z lekarzem) odstawić. Są bezpieczne i dużo skuteczniejsze niż preparaty ziołowe czy homeopatyczne. Ziółkami depresji nie wyleczymy, choć oczywiście możemy się nimi wspomóc przy łagodnym obniżeniu nastroju, np. zimą, kiedy jest mało słońca.
Tylko leki mogą pomóc.
Zadziałają w magiczny sposób i będę znowu szczęśliwy. Bez terapii i rozgrzebywania przeszłości. Nie muszę nic robić, zmieniać stylu życia, pracować nad sobą. Dostanę pigułki szczęścia i wszystko będzie dobrze.
Niestety, tak to nie działa. Aby wyleczyć (a nie tylko zaleczyć) depresję, potrzebne są i leki, i psychoterapia. Optymalnie byłoby dołączyć do tego zdrową dietę i ćwiczenia fizyczne - min. 3 razy w tygodniu po 30 minut. Wyleczenie depresji wymaga wzięcia odpowiedzialności za swoje zdrowie.
Wystarczy przestać tłamsić uczucia.
„Przestań to w sobie dusić, emocje trzeba z siebie wyrzucać!”
Dobrze jest wyrażać uczucia. Ale to za mało. Gdyby to wystarczało do wyleczenia dolegliwości psychicznych, jak uważano w początkach psychoterapii, to psychiatrzy nie byliby nikomu potrzebni. A jak bardzo są potrzebni, świadczą choćby 3-miesięczne kolejki w poradniach zdrowia psychicznego.
Konsultacja z psychiatrą/psychoterapeutą to oznaka słabości.
Jeśli muszę zwrócić się do kogoś po pomoc, to znaczy, że zupełnie nie radzę sobie z życiem.
Albo wręcz przeciwnie. Jeśli widząc, że potrzebuję pomocy, sięgam po nią - to znaczy, że właśnie sobie radzę. Zwrócenie się o pomoc jest aktem odwagi, bo wymaga uznania własnych ograniczeń. Nie każdego na to stać.
To moja wina, że mam depresję.
Mam złe nastawienie i nie myślę pozytywnie. Coś musi być ze mną nie tak, inaczej potrafiłbym wziąć się w garść.
Ciekawe, że kiedy łapiemy wirusa grypy, jakoś nie myślimy, że coś z nami nie w porządku. Depresja przytrafia się wielu osobom. Może spotkać każdego. To prawda, że nasz sposób myślenia czy postawa wobec życia może być jedną z części składowych depresji, ale tylko jedną z wielu. Poza tym nierównowaga chemiczna w mózgu, która jest bezpośrednią przyczyną objawów, wpływa na sposób myślenia i utrudnia dostrzeganie w życiu dobrych rzeczy, odczuwanie wdzięczności i radości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz